Hi-tech z ludzką twarzą

O początkach własnej działalności, trudnej sztuce bycia szefem i magii nowoczesnych zabiegów aparaturowych rozmawiamy z Moniką Gross, właścicielką Si Bella Spa na warszawskim Tarchominie.

Jak to się stało, że zainteresowała się pani właśnie kosmetyką?

Zaczęło się bardzo wcześnie, miałam chyba 13 lat. W  Polsce był to czas opakowań zastępczych i  niedoborów prawie wszystkiego. Dostałam wtedy od cioci kilka kosmetyków do makijażu i  zaczęłam eksperymentować. Miałam też to szczęście, że spędzałam u  niej wakacje w  Szwajcarii i  czasem chodziłam z  nią do gabinetu kosmetycznego. To miejsce mnie zafascynowało. Co ciekawe, używano tam marki kosmetyków, której dziś używam w  gabinecie. Praca jest więc spełnieniem moich dziecięcych marzeń! W  liceum wybrałam klasę o  profi lu biologiczno-chemicznym, przez jakiś czas myślałam o medycynie. Teraz czasem żałuję, że nie poszłam w tym kierunku i nie zajęłam się np. medycyną estetyczną, ale wtedy możliwości łączenia medycyny z kosmetyką nie były dla mnie aż tak oczywiste. Skończyłam szkołę kosmetyczną w  Warszawie na Rakowieckiej, miałam lekcje z  panią Barbarą Jaroszewską. To była wielka przygoda, która trwa do dziś.

Dlaczego zdecydowała się pani otworzyć własny gabinet?

Zanim go otworzyłam, przepracowałam w zawodzie dwadzieścia lat. Zawsze chciałam decydować o kierunkach swojego rozwoju. Pracując dla kogoś, w  pewnym momencie dochodziłam do ściany – przede wszystkim brakowało mi sprzętu, nowych technologii. Chciałam zapewnić dostęp do tych metod swoim klientkom, których przez lata O początkach własnej działalności, trudnej sztuce bycia szefem i magii nowoczesnych zabiegów aparaturowych rozmawiamy z Moniką Gross, właścicielką Si Bella Spa na warszawskim Tarchominie. z ludzką twarzą Hi-tech 142 BIZNES I EDUKACJA LNE zebrałam sporą grupę. Zdobyłam się na odwagę, wzięłam kredyt i zaczęłam działać. Wydawało mi się, że po tylu latach obserwacji rynku wiem wszystko o  tym, jak gabinet powinien funkcjonować. Okazało się, że muszę się dużo i szybko nauczyć. Wcześniej byłam idealistką, interesował mnie sam zabieg, jego powodzenie i  satysfakcja klienta. Nagle dopadły mnie przepisy, księgowość, marketing. Był moment, że zaczynało mi brakować czasu na pracę w  gabinecie. Ale po trzech latach jest już dobrze (śmiech). Uśmiech i  zadowolenie klientów dają mi dużo satysfakcji. Mój gabinet mieści się w  głębi osiedla, jestem zżyta z  sąsiadami, którzy chyba mi kibicują. Bywam bardzo zmęczona, ale nigdy nie obudziłam się rano z myślą „o nie, znowu muszę iść do pracy”.

 

 

dyplomowana kosmetyczka

 

 

gabinet kosmetyczny

 

Jak poradziła sobie pani z  ogromem wyzwań na początku działalności?

Uratował mnie spokój. Pierwszy rok był kosmosem, uczyłam się od podstaw. Potem wszystko zaczęło się stopniowo układać. Wiele osób mi pomogło, na przykład moja księgowa. Trzeba śledzić przepisy, znaleźć na to czas, uzbroić się w cierpliwość. Da się. Prawdziwym wyzwaniem jest natomiast praca z  ludźmi. Moja siostra mawia, że nie mam w sobie pierwiastka szefa, i  ma sporo racji. A  jednak jestem szefem, uczę się tego i  radzę sobie. Niektórzy mówią, że szkolenia z  umiejętności miękkich to wrzucone pieniądze – nieprawda! Te pieniądze do nas wracają. Lektura LNE też dużo mi daje – ostatnio przeczytałam u  was artykuł o  tym, jak rozmawiać z nowymi pracownikami, bardzo przydatny!

 

 

Ile osób pani zatrudnia?

Aktualnie jest nas pięcioro: manikiurzystka, fryzjer, recepcjonistka, ja i praktykantka. Tak mały zespół pod pewnymi względami bywa większym wyzwaniem niż duży. Emocje są bardzo skupione, dużo o  sobie wiemy, jesteśmy dość blisko. Dla szefa to trudne, bo kiedy ktoś ma problem, nie można podejść do sprawy obojętnie, a  jednocześnie trzeba zaznaczyć, że jesteśmy w  pracy i  potrzebna jest mobilizacja. Warto też mieć swoją wizję gabinetu i zgodnie z nią podejmować decyzje. Aktualnie zatrudniam fryzjera, ale postanowiłam się z nim rozstać, bo doszłam do wniosku, że w gabinecie ważna jest specjalizacja. Fryzjerstwo nie łączy się dobrze z  kosmetyką na niewielkiej przestrzeni, jest dynamiczne i  głośne, a  my potrzebujemy spokoju, ciszy i maksymalnej czystości. To zawody o innym temperamencie.

 

stanowisko kosmetyczne

 

recepcja gabinetu

 

Co chciała pani zaoferować swoim klientkom, tworząc Si Bella Spa?

Przede wszystkim spokój i  poczucie bezpieczeństwa. Mój gabinet jest trochę hi-tech, czasami śmieję się, że wygląda jak park maszynowy. Uwielbiam sprzęt, kocham nowości. Jednak nie chciałam, żeby to miejsce było surową kliniką, co jest teraz bardzo modne. Zależało mi na cieplejszej, przyjaznej atmosferze. Twarzą salonu postanowiłam uczynić moją ulubioną aktorkę, Audrey Hepburn, która stanowi dla mnie uosobienie kobiecości, szyku, ale też naturalności. Jej portrety wprawiają mnie w dobry nastrój.

 

Gdybym miała nieograniczone możliwości finansowe, postawiłabym na rozwój personelu. Idealny gabinet to dla mnie zgrana ekipa specjalistów grających do jednej bramki.

 

Czym się pani kieruje, komponując ofertę?

Większość moich klientów to panie i panowie w średnim wieku. Niektóre klientki przychodzą do mnie od 10, 15, 16 lat. Szukają skutecznych zabiegów anti-aging, a  także wyszczuplających i  kształtujących sylwetkę. Chciałam im zaproponować zabiegi nowe na rynku, a zarazem sprawdzone i  bardzo skuteczne. Na razie mam to szczęście, że to w  co zainwestowałam, rzeczywiście się sprzedaje. Wiadomo, są to leasingi i  każdy aparat musi na siebie zarobić. W  pewnym momencie pomyślałam też, że gdyby w  przyszłości pojawiło się jakieś prawne obostrzenie, które zabroni mi wykonywania zabiegów np. mikronakłuwania, będę mogła skoncentrować się na zabiegach na ciało – aparaturowych i  produktowych, które moje klientki również uwielbiają.

 

Jak wyglądał proces wyboru urządzeń?

Cały czas obserwuję rynek, śledzę konkurencję, testuję zabiegi jako klient. Wszystko, co proponuję w  gabinecie, wypróbowałam na własnej skórze. Dużo też rozmawiam z moimi klientami. Są bardzo wyedukowani i  ciekawi nowości, często pytają mnie o  określone technologie – to są dla mnie cenne wskazówki.

 

Które metody i techniki wykorzystuje pani najczęściej?

Najważniejszy jest dla mnie obszar laseroterapii. Mam laser nieablacyjny Emerge, który jest malutki, wygląda jak czajniczek, a dokonuje cudów. Zabieg nie wymaga długiej rekonwalescencji, zaczerwienienia i  opuchnięcie utrzymują się maksymalnie dobę. Moja ukochane technologie, w  które bardzo wierzę, to również endermologia i fala akustyczna.

 

Gdzie pani szuka wiedzy, jak wybiera szkolenia?

Mam to szczęście, że współpracuję z  bardzo dynamicznymi, innowacyjnymi firmami, które dbają o  mój rozwój i  proponują bardzo wiele szkoleń. Poza tym dużo czytam, trzymam rękę na pulsie i gdy coś mnie zainteresuje, stara się tam dostać. Chętnie biorę udział w szkoleniach prowadzonych przez środowisko lekarskie. Uwielbiam zwłaszcza chirurgów plastyków jako wykładowców. Z  nimi nie ma żartów, to jest prawdziwa wiedza i  odpowiedzialność za pacjenta. Interesują mnie momenty, gdzie medycyna estetyczna spotyka się z  kosmetologią – koncentruję się na tym, jak wspierać skórę po takim zabiegu. Ona nadal pracuje, jest narażona na czynniki zewnętrzne, trzeba o  nią odpowiednio dbać. Medycyna estetyczna galopuje, więc musimy śledzić ją bardzo pilnie nie, żeby klientom nie szkodzić, tylko maksymalizować korzyści, które odnoszą z zabiegów. Uwielbiam szkolenia. Mój mąż twierdzi, że doprowadzi mnie to kiedyś do bankructwa (śmiech). Ja wierzę, że to dobrze zainwestowane pieniądze. Dotyczy to również szkolenia pracowników. Gdybym miała nieograniczone możliwości finansowe, postawiłabym na rozwój mojego personelu. Idealny gabinet to dla mnie idealny zespół – zgrana ekipa wykwalifikowanych specjalistów grających do jednej bramki.

 

Jakie działania promocyjne najlepiej sprawdzają się w pani działalności?

Lubię organizować dni otwarte z  udziałem szkoleniowców – przedstawicieli firm kosmetycznych, z którymi współpracuję. Zapraszam stałe klientki, ale też promuję te eventy na facebooku i często zdarza się, że biorą w nich udział nowe panie. To bardzo przyjemne spotkania z bezalkoholowym prosecco, z loteriami. Naprawdę ułatwiają mi sprzedaż zabiegów. Mam też zwyczaj współpracy z innymi firmami w okolicy, na przykład klubami fitness. Organizuję w nich pokazy, zostawiam materiały. Zaczynam współpracę z  lokalną platformą internetową.

 

 

Interesują mnie momenty, gdzie medycyna estetyczna spotyka się z kosmetologią – koncentruję się na tym, jak wspierać skórę po danym zabiegu, żeby maksymalizować jego efekty

 

Największe zawodowe marzenie?

Marzy mi się niewielka sieć gabinetów w różnych miejscowościach w  Polsce, a  przede wszystkim hotel z kameralnym spa w jakimś pięknym, spokojnym miejscu. Chciałabym wysłać tam moje warszawskie klientki na wczasy, podczas których korzystałyby z programów regenerujących. Mam syna kucharza, drugi syn jest trenerem sportu, więc moją ideą jest firma rodzinna. Pomysłów mi nie brakuje, zastanawiam się tylko, kiedy zdążę je wszystkie zrealizować!

Rozmawiała Olga Filanowska

 

lumedin